Słaby film, ale można obejrzeć jeśli ogląda się wszelkie inne zombie-movies. Akcja filmu prawie przez cały czas dzieje się w studiu radiostacji, gdzie główni bohaterowie próbują rozmawiać ze swoimi słuchaczami, jednak idzie im to bardzo kiepsko i przez cały film rozmawiali może ledwie z kilkoma osobami... O wiele ciekawsze by było, gdyby fabułę urozmaicić o więcej telefonów słuchaczy ze sprawozdaniem co właśnie dzieje się wokół nich. A tak później mamy tylko jakiego głupiego terrorystę, który wymachuje bronią w tym studio i bardzo słabą końcówkę filmu. Krwawych scen jest niewiele. Ale jedna była nawet dobra - mam na myśli scenę gdzie koleś wyciąga sobie kulę, która przebiła jego głowę. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem nigdy wcześniej. ;)
Aha, w filmie nie ma nic wspomnianego, że ludzie to zombie. To raczej epidemia, która miała zgładzić ludzi, a przy okazji wyglądało to trochę jak zombie. Choć też niezupełnie! Bo atakujący byli tylko zakrwawieni, a nie z rozkładającymi się ciałami jak w innych filmach o zombie.
Tak jak mówiłem. Film słaby, ale można obejrzeć jeśli ktoś chce zaliczyć wszelkie inne filmy o zombie. A ja tak robię, bo mam ochotę oglądać kolejne, szukając perełek i ciekawszych pozycji wśród tych mniej znanych produkcji... "Martwe fale" oceniam na 3/10.
Aha! Reżyserem i scenarzystą był Corbin Bernsein - znany z roli doktorka z obu części "Dentysty". Po nim jednak spodziewałem się dużo lepszego filmu. Wymieniony jest on także w obsadzie, ale nigdzie podczas filmu go nie widziałem. Musiał być widocznie jednym z dzwoniących słuchaczy do radia.
Kiedyś Dentystę oglądaliśmy na VHSie z kumplami i polew był taki, że ledwo wysiedzieliśmy w pokoju.
To filmidło oglądałem w robocie, siedziałem "na dyżurze" i się śmiertelnie nudziłem, to zawsze coś się dzieje jak taki film leci.
Do połowy był jak cię mogę nawet ciekawie, ale potem to się modliłem o rychły koniec . . .